piątek, 6 lipca 2012

Prologue

Now, did you read the news today?
They say the danger has gone away
But I can see the fire's still alight
They're burning into the night
- Jo...
Chwila ciszy. Wystarczająca, by poczuła więź ze swoim ciałem.
- Jo...
Po chwili przyszła dziwna ciężkość. Jakby jej dusza ponownie wypełniała cielesną powłokę, którą zajmowała przez dwadzieścia cztery lata swojego życia. Płuca ponownie przypomniały sobie, jak oddychać. Serce znów nauczyło się bicia. Nabrała gwałtownie powietrza. Pierwszy oddech noworodka, rodzącego się na nowo. Powtórnie.
- Jo...
Kolejny był słuch. Głos, który do tej pory dochodził do niej jakby z oddali, nabrał na ostrości i rozległ się donośnie w jej uszach, przewiercając się aż do mózgu.
- Obudź się.
Jęknęła i chwyciła się za głowę, zwijając się z bólu, który powodował przeszywający ją do szpiku kości wibrujący dźwięk.
- Obudź się.
Przycisnęła czoło do kolan, zaciskając mocno zęby. Czuła pod sobą twarde podłoże. Płaskie, zimne, nieprzyjazne.
- Otwórz oczy.
Mocno zaciskała powieki, nie była jednak w stanie powstrzymać swego ciała przed wypełnieniem polecenia. Słuchało głosu, nie jej. Zmysł wzroku był nieco przytępiony, ujrzała jednak to, co miała przed sobą, z całą wyraźnością.
Nicość.
Nie zastanawiała się, jak można ujrzeć nicość. Po prostu wiedziała, na co patrzy.
Była to biel. Wszechogarniająca biel. I nic oprócz niej.
Wibrujący dźwięk zniknął, pozostawiając ją w pustce, metaforycznej i dosłownej. Oparła się na łokciu i z wysiłkiem usiadła, rozglądając się dookoła.
Miejsce, w którym była, jeśli w ogóle można było tą przestrzeń nazwać miejscem, przypominało izolatkę w zakładzie psychiatrycznym, z tą różnicą, że posiadało tylko podłogę. Ściany pionowe nie istniały, podobnie jak sklepienie. Z każdej strony znajdowała się tylko nieskończona pustka, nie do objęcia ludzkim okiem.
- Obudziłaś się.
Zerwała się na nogi, zaciskając ręce w pięści. Nie miała pojęcia, skąd znalazła w sobie wystarczającą ilość siły, by utrzymać równowagę i nie upaść, skoro jeszcze parę chwil wcześniej nie czuła się połączona z żadną komórką własnego ciała.
- Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? - krzyknęła w otaczającą ją ze wszystkim stron biel, z trudem powstrzymując się od kręcenia dookoła własnej osi. Czuła, że to i tak nic by nie dało. - Pokaż się!
Cichy chichot wypełnił jej uszy.
- Nie mogę tego zrobić. Twoja marność nie pozwoli ci na ujrzenie mnie.
Bicie jej własnego serca wypełniło jej uszy. Oddech przyspieszył, klatka piersiowa zaczęła unosić się w szybszym tempie.
- A czy moje uszy też są tak marne, że nie mogą usłyszeć twojego imienia? - warknęła, coraz mocniej zaciskając pięści. Paznokcie wbiły się w skórę, ale na wnętrzu jej dłoni nie pojawiła się ani jedna kropla krwi.
- Całe twoje jestestwo nie jest warte mojej uwagi. - Bezcielesny głos wyraźnie się zirytował.
Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach, nie zamierzała jednak okazywać strachu, unosząc podbródek wysoko do góry.
- Ale jednak tu jestem. Ściągnąłeś mnie do tego... czegoś, więc, kimkolwiek byś nie był, potrzebujesz mnie – stwierdziła. Jej mózg zaczął pracować na przyspieszonych obrotach. Wspomnienia napływały z prędkością światła, łącząc się w wydawałoby się logiczną i sensowną, lecz koszmarną całość. Świadomość przeszłości prawie zmiotła ją z nóg. Złapała gwałtownie oddech, czując ból w dole brzucha. Wiedziała, skąd pochodził, starała się jednak o tym nie myśleć. Na razie, bo uświadomienie sobie pewnych spraw przytłoczyłoby ją i nie pozwoliłoby kontynuować niecodzienną konwersację z nieznanym wrogiem.
Ale czy aby na pewno był wrogiem?
- Przyznaję, jesteś mi do czegoś potrzebna – powiedział głos z wyraźną niechęcią. - Mam wiele imion, w różnych religiach inne, jestem jednak jedną i tą samą osobą. Tylko tyle możesz usłyszeć.
Łączyła ze sobą chaotyczne, rozchwiane myśli, nie udało jej się jednak dokończyć puzzli. Brakowało jej elementów.
- Mam dla ciebie propozycję, którą na pewno zaakceptujesz.
- Nie bądź tego taki pewien, ty... tchórzu. - Szukała w myślach dobrego określenia, ale doszła do wniosku, że niemądrym byłoby obrażanie kogoś, kto mógł zmieść ją z powierzchni w przeciągu sekundy.
Roześmiał się. Nie był to jednak wesoły śmiech, lecz dźwięk przyprawiający o ciarki.
- Możesz mnie nazywać jak chcesz – stwierdził, a w jego głosie znajdował się tylko chłód. - Musisz załatwić pewną sprawę na Ziemi. Ważną dla mnie sprawę. Jeśli dobrze się sprawisz, trafisz do nieba. Jeśli nie... cóż, demony ucieszą się, kiedy dostaną w swoje szpony kolejnego łowcę.
Zmarszczyła brwi i rozprostowała palce. Wcale nie spodobało jej się to, co usłyszała.
- Wskrzesisz mnie po to, bym umarła jeszcze raz? - spytała z niedowierzaniem, zapominając o zachowaniu chłodnego dystansu do rozmówcy. - Dlaczego niby miałabym przyjąć taką propozycję?
Stanęła w lekkim rozkroku, zakładając ręce na piersi, patrząc buńczucznie przed siebie.
Przysięgłaby, że się uśmiechnął. Usłyszała coś przypominającego dźwięk unoszenia kącików ust. Jeśli taki ruch w ogóle mógł nieść ze sobą jakikolwiek odgłos.
- Dlatego, że trafisz do piekła w chwili, gdy powiesz „nie”. Uwierz mi, to, co do tej pory przeżyłaś, nie jest nawet marną częścią tego, co by cię tam czekało. A piekło... piekło tylko na ciebie czeka.
Zamarła. Nie wiedziała, jak wygląda piekło. Nie mogła tego wiedzieć. Pojmowali to tylko ci, którzy tam byli. Wiedziała jednak, co piekło robi z ludźmi. Słyszała, co się tam dzieje.
Była pewna tylko jednego. Nie chciała doświadczyć tego na własnej skórze.
Nie zamierzała jednak łatwo się sprzedać. Oddała życie walcząc po stronie dobra. Nie zmieni tego, nawet jeśli za swój wybór będzie zmuszona zwiedzić najgłębsze otchłanie cierpienia.
- Nigdy się nie zgodzę, jeśli walczysz po złej stronie - powiedziała lekko łamiącym się głosem. Musiała być twarda, toteż szybko przełknęła rosnącą jej w gardle gulę.
- Ależ zgodzisz się. Bo widzisz, mam tu w ręku losy wielu, wielu ludzi. Mogę z nimi zrobić co tylko zechcę. A wielu z nich, bardzo wielu, dobrze znasz.
Przełknęła ślinę. Szantaż. Jakie to oryginalne.
- Woleliby oddać swoje życie w walce przeciwko złu - rzekła hardo, nie poddając się.
Westchnął, prawie z rezygnacją.
- Zapewniam cię, w twojej religii moje imię nie brzmi Judasz, Szatan czy też Kajfasz. Zwą mnie zupełnie inaczej. Stoję po dobrej stronie, wierz mi.
Wiedział, co chciała powiedzieć, bo uprzedził ją, dodając:
- Nie mogę kłamać. A ty nie możesz mi zaufać. Więc jak będzie?
Naprawdę nie chciała iść do piekła. Zresztą, co miała do stracenia? Jeśli nie spodoba jej się misja, po prostu jej nie wypełni. I trafi do piekła, tak czy siak.
- Jaka byłaby moja misja? - spytała, powoli ulegając.
- Dowiesz się na Ziemi.
Spuściła głowę, westchnęła i, zamykając oczy, wyszeptała:
- Zgadzam się.
Silne uderzenie powaliło ją na podłogę. Poczuła na twarzy lodowaty wiatr, a po chwili krople wody. Ogarnęły ją dźwięki ruchu ulicznego, dochodzące z każdej możliwej strony.
Wróciły do niej wszystkie ludzkie odczucia. Głód. Pragnienie. Ból. Strach. Desperacja.
Będziesz wiedziała, kiedy skończy się twój czas. A gdy się to stanie, umrzesz.
- Jaka jest moja misja? - wyszeptała, wciąż zaciskając powieki.
Będziesz wiedziała, gdy przyjdzie na to czas. A gdy ją zrealizujesz, umrzesz. 
Gdy otworzyła oczy, była na Ziemi.


Tak. Dokładnie. Mój kolejny blog. Drugi o tematyce SPN. Stworzony pod wpływem chwilowego impulsu, smutku związanego ze śmiercią Jo w 5x10. Musiałam coś z tym zrobić. Po prostu musiałam.
Nie wyrażę się na temat jakości tego czegoś. Opinię pozostawiam Wam, czytelnikom.
Nie gwarantuję, że jeszcze cokolwiek się tu pojawi. Ale chciałabym, nie ukrywam, żeby jednak tak się stało. Jeśli do tego dojdzie, to muszę uprzedzić - jestem w trakcie oglądania, więc cokolwiek, co zdarzyło się po 5x10, nie miało miejsca w tym opowiadaniu. Chyba, że przy dodawaniu pierwszego rozdziału zmienię zdanie, wtedy o tym poinformuję.
Do hipotetycznego napisania 

5 komentarzy:

  1. Kurczę, chciałabym, abyś ciągnęła historię, bo zapowiada się lepiej niż MWS. Tak moim zdaniem. Zaintrygowałaś mnie tą całą Jo, a prolog jest napisany niezwykle ładnie oraz wyraziście. Zdecydowanie pożądam pierwszej części ;) Tylko te zdania: "Usłyszała coś przypominającego dźwięk unoszenia kącików ust. Jeśli taki ruch w ogóle mógł nieść ze sobą jakikolwiek odgłos." Ni w pięść, ni w oko mi nie pasują, to bardzo nielogiczne i razi w oczy, mogłabyś coś zmienić.

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. There's too many men, too many people making too many problems...
    Wiesz, co o tym myślę. Wiesz, co masz robić dalej. Kijaszek stoi obok i pyta o Ciebie. Odpowiadam mu, że masz się wyśmienicie i że na razie się nie przyda. Skinął, wyrażając zrozumienie. Nie zawiedź go!
    A tak na poważnie - do empirycznego napisania.

    Cheyennesis

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, bardzo ciekawa historia ^^. Widzę, że dopisuje ci wena i choć nie mam zielonego pojęcia, o co chodziło w serialu, dodam ten blog do linek i będę wpadać ^^.
    Prolog był napisany świetnie, momentami miałam na plecach ciary, za co wielce ci dziękuję w tak upalny dzień ;).
    Zapowiada się interesująco, choć spodziewam się, że bohaterka musi być nieco skonfundowana; raczej nie ma za ciekawych opcji do wyboru.
    Ale fajny pomysł ^^. Oryginalny, a przy twoim talencie pewnie wyjdzie kolejna perełka. Też bym chciała tak dobrze pisać i wiesz, zaczynam się brać za własną twórczość ^^. Gdy tylko opublikuję pierwszy rozdział mojego tworu, to cię powiadomię ;PP.

    OdpowiedzUsuń
  4. Prolog mi się spodobał. Był tajemniczy ;) Ciekawi mnie kto ją wskrzesił i do jakich celów. Nie wiem czemu, ale pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, że będzie miało to coś wspólnego z Deanem ^^ Może będzie musiała go do czegoś namówić ;)
    Cóż, biorę się za 1 ;)
    pocalunek-lowcy.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Wypowiem się raczej dość krótko.
    Po pierwsze, masz świetny szablon.
    Heh, widać, że dopiero co tutaj wpadłam ;).
    Na początku myślałam, że ta dziewczyna rozmawia z Szatanem, ale potem okazało się, że jednak nie. Lekkie zaskoczenie :).
    Nie oglądam "Supernatural", ale to, co napisałaś, jest po prostu świetne.

    OdpowiedzUsuń